środa, 3 lipca 2019

Więcej niż jesteś w stanie wytrzymać! - Shaft (2019)

    Czy wiecie, że Afroamerykanie też mają swojego Bonda? Swojego Johna Englisha w wersji ponad prawem? A właściwie mieli, bo John Shaft to postać oldschoolowa, która swoją popularnością podbiła serca wielu dręczonych czarnoskórych Amerykanów. Historia pamięta te czasy i tylko ona może wam te czasy opowiedzieć. Jednak Shaft był pozytywnym aspektem tamtych czasów. Był rok 1971 kiedy w kinie pojawił się po raz pierwszy John Shaft. Koniunktura popularności dała mu możliwość pokazania się w kolejnych dwóch częściach. Ponadto legendarny Shaft w 71 roku doczekał się swojego serialu. 29 lat później, w roku 2000 (i te czasy już ja pamiętam) premierę miała kontynuacja Shafta. Dokładniej kult Shafta został przedłużony o drugie pokolenie Johna Shafta. Tak samo dziś w 2019 roku poznajemy trzecie pokolenie Shafta i tym razem nie kinowe, bo netflixowe.



   Tak na prawdę nikt nie pamięta dzisiaj Shafta i sporo osób zdziwiłoby wspominanie tej kultowej postaci. To postać wychowana na ulicach czarnych dzielnic, gdzie rodził się hip hop, dlatego pościgi, śledztwa i inne akcje Johna Shafta są przyozdobione rapowymi kawałkami. Myślę, że afroamerykańska kultura dobrze zna detektywa Shafta. Pierwszy Shaft w roli Richarda Roundtree to postać mocno kojarzona z przewrotami Afroamerykanów. Był zapewne pewnego rodzaju ikoną symbolizującą, że czarny też może być bohaterem. W drugie pokolenie wcielił się nikt inny jak Samuel L. Jackson, który nie ważne jaką postać zagra zawsze będziemy ją z nim kojarzyć. John Shaft II to skóra z ojca. Najważniejsze cechy charakteru - babiarz o podwyższonym ego, mający w "poważaniu" wszelkie prawo, arogancki i pakujący się w strzelaniny i kłopoty z największymi szujami okolicy. Jeśli chcesz mieć spokojny dzień jako pracownik społeczny to odradza się współpracy z detektywem Shaftem. 
    Najnowszy film, w którym poznajemy Shafta Juniora to film, o którym tak naprawdę nie da się wiele powiedzieć, ale trzeba dużo pochwalić. To film niewiele wymagający od widza, dlatego jest doskonałym odmóżdżaczem na dni męczące kiedy nasza produktywność psychiczna i fizyczna musiała wyjść poza skalę. Fabularnie nie ma iskier, ale nie o to tu chodzi. Mamy tu prosty schemat walki z przestępczym światem okraszony mocnym czarnym humorem dźgającym nawet najczęstsze i najstarsze stereotypy. Idzie się naprawdę posikać ze śmiechu, szczególnie, gdy do głosu dopuszczamy Jacksona, potrafiącego przyczepić się wulgarnie o każdy ważny szczegół. Jest wulgarnie dlatego to nie film rodzinny, pomimo że wątek rodzinny jest tu na przestrzeni trzech pokoleń Johna Shafta. Mianowicie - dziadek, ojciec i syn. Za to można śmiało powiedzieć, że to dobry film dla kumpli do piwa. Chociaż z początku wydawałoby się, że w filmie zabraknie nam Samuela, bo akcja skupia się na młodym Shafcie - Jassie T. Usherze, z którym nie za bardzo sympatyzujemy, w końcu docieramy do jego staruszka i zaczyna się prawdziwa zabawa w sprawę incognito. Okazuje się, że młody Shaft wcale nie jest taki lebiega na jakiego wygląda i dochodzi do połączenia pokoleń, a nowa twarz rodziny pozostaje w rodzinnym biznesie. Czy niebawem obejrzymy trójce Shaftów w jednym filmie, rozwiązujących jedną sprawę w tym samym czasie?
    Komediowo jest bardzo dobrze, bo przypominają się czasy, gdy czarne komedie osaczały nas na początkach lat dwutysięcznych i to nie fabuła miała nam zrobić dzień, a śmieszne sytuacje. W przypadku Shafta, mamy też do czynienia z kilkoma mądrymi zdaniami. Do tego akompaniament złotej ery rapu i nowoczesnych brzmień wcale nie kaleczących ucho, a zachęcających do bujania się sprawi, że będziemy się świetnie bawić. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz