środa, 1 maja 2019

"Jeśli Powiem Ci co się Teraz Stanie, to wtedy to się nie Stanie" - Avengers: Endgame

   Od tygodnia w kinach na całym świecie trwa największe wydarzenie kinowe tego roku! Finał zmagań komiksowych bohaterów Marvela z potężnym Thanosem. Dokładnie tydzień temu Endgame miało swoją premierę, a już bije rekordy oglądalności. Ponieważ minął tylko tydzień trudno pisać o filmie bez spoilerów i powinienem odczekać przynajmniej miesiąc ze swoją opinią, jednak na świeżo będzie to bardziej naturalne i targają mną emocje, które gdzieś muszę pozostawić. Ze względu na kilka absurdalnych reakcji na spoilowanie obiecuję w żaden sposób nie spoilować - spoilery, które miały wyciec już wyciekły, więc nie będę dokładał do ognia.
    Przyszedł czas na końcową potyczkę między tytanem, a obrońcami malutkiej planety Ziemi!


   Wyjściu z sali kinowej po Endgame towarzyszyło zmieszanie i uczucie smutku. Jakby kończyła się jakaś era przedstawiona w historii Avengersów. Poniekąd tak było gdyż zmiany jakie towarzyszyły bohaterom można powiedzieć były krańcowe. Do takich zmian byli zmuszeni pewnymi wydarzeniami. Jakimi wydarzeniami i o jakie zmiany chodzi to już trzeba obejrzeć samemu i zrozumieć. Endgame, podobnie jak wcześniejsze ekranizacje Marvela dopowiadają nam jakieś wątki i dopiero w tym filmie zaczynamy główkować w stylu: "ale jak?", "skąd?", "aha! to dlatego...". Przez cały czas byliśmy przygotowywani na tytułowy koniec gry. Dotychczasowe ekranizacje Marvela były częściami puzzli, które w Endgame nie do końca, ale w większości układamy. Jedno jest pewne - jeśli nie widziałeś poprzednich części Avengersów, nic nie da obejrzenie Endgame. Jako wierny fan nie tyle komiksów, co całej filmowej wersji Marvelowskiej wypadałoby nawet zaznajomić się z dotychczasowymi solowymi ekranizacjami pojawiających się herosów. Komiksy są swoją drogą i filmy tylko do nich nawiązują. Dość mocno bo muszą, ale sama fabuła i twisty mogą się różnić. Nie przeszkadza to wcale w oglądaniu, gdyż Marvel tworzy filmy rzetelnie i z rozmachem.
    Cała śmietanka Avengersów zanim spotka się ze sobą za każdym razem ma swoje przygody gdzieś po drodze każdej części Avengersów. Do finałowego spotkania wszystko układa się po kolei nie koniecznie względem lat, w których powstawały kolejne filmy. Ponieważ każdy się zastanawia jak ugryźć całość Marvelowskiego uniwersum filmowego pozwoliłem sobie wrzucić tu odpowiednią rozpiskę, dzięki której kolejno dojdziemy do "Końca Gry" i mam nadzieję ją zrozumiemy:

Faza 1:
Captain America: The First Avanger (2011)
Captain Marvel (2019)
Iron Man (2008)
Iron Man 2 (2010)
The Incredible Hulk (2008)
Thor (2011)
The Avengers (2012)

Faza 2:
Iron Man 3 (2013)
Thor: The Dark World (2013)
Captain America: The Winter Solider (2014)
Guardian of the Galaxy (2014)
Guardian of the Galaxy 2 (2017)
Avengers: Age of Ultron (2015)
Ant-Man (2015)

Faza 3:
Doctor Strange (2016)
Captain America: Civil War (2016)
Black Panther (2018)
Spider-Man: Homecoming (2017)
Thor: Ragnarok (2017)
Ant-Man & The Wasp (2018)
Avengers: Infinity War (2018)
Avengers: Endgame (2019)

    Tak prezentuje się fabularna chronologia filmowego uniwersum Marvela. Wracając do Endgame, film trwa 3 godziny. Nie czujemy tego w ogóle. Chociaż z początku wydaje się, że film się długo rozkręca, trzeba się skupić, aby pojąć, na co wpadają bohaterowie. Nie da się przecież zaprzeczyć, że chcą utrzeć nosa Thanosowi i zwrócić życie połowie ludzkości, w tym swoim kompanom. Sposób na to odkrywają największe mózgi naszej ekipy. Sposób co prawda typowy dla science-fiction, ale jak się okazuje jedyny z możliwych. Tyle gwoli streszczenia niespoilerowego, bo w tym momencie spoilery mogłyby się rozkręcić. A jest co spoilować. 
    Czy zachęcę do obejrzenia? Zdecydowanie tak! Moim zdaniem nawet nie trzeba zachęcać, bo filmy Marvelowskie stały się już tak kultowym elementem popkultury, że każdy, kto śledzi te filmy, czekał na Endgame z niecierpliwością i pójdzie zobaczyć bez względu czy ktoś zachęci, czy odradzi. Trzeba się przygotować na to, że to nie są Ci sami Avengersi. Jak pisałem wyżej, może okazać się nudno na początku i długo się rozkręcać. Dotychczas Avengersi, byli typową sieką, gdzie walki były spektakularne i namiętne. Cały czas coś się działo. Tym razem Endgame podzielone jest na dwie części. Pierwsza nostalgiczna, gdzie wszystko dzieje się normalnie bez żadnych niebezpieczeństw, niby sielanka, dopóki wszystkiego nie zakłóci... Tu pojawiłby się spoiler... Druga, pełna nadziei, gdzie Avengersi znów się jednoczą (jak to zawsze bywa) i działają z wiarą w zwycięstwo. W tej drugiej części zaczyna się dziać sporo, bo dochodzi do prawdziwych trzymających w napięciu zwrotów akcji i pod koniec pojawia się sieczka, której brakowało. Naparzanka w towarzystwie, którego się nie spodziewaliśmy. Na końcu pojawia się smutek. Nie ma happy endu. Może nie w konwencji całości filmu, lecz są za to personalne. Wrażliwsi niech zaopatrzą się w chusteczki. 
    Emocjonalnie jednak Marvel to Marvel! Są momenty, gdzie czekamy na akcje, są momenty, gdzie jest zabawnie i można się pośmiać (szczególnie z dwóch Avengersów - nie są już tacy sami) i są momenty, gdzie chce się ryczeć, naprawdę chce się ryczeć. Nie można też zapomnieć o napięciu. Co prawda towarzyszy nam dopiero na stałe gdzieś przed drugą częścią filmu, ale ciarki po plecach będą szły, a młot Thora... Trafi do rąk jedynie godnych ;) Nie da się ukryć, że na naszej twarzy może pojawić się kolokwialne "WTF" ale to bardzo dobry znak. Muzyka jak zawsze wspiera nasze ciarki do powstania. Genialny Alan Silvestri wciąż rozkręca nasze poczucie zaangażowania w film do samiutkiego końca. Za muzykę myślę, że można by się pokusić już o Oskara 
     Finał zmagań z Thanosem miał jedno rozwiązanie spośród 14 000 605. Widział je tylko Dr. Strange. Czy tą wersją będzie ta ekranizacja? Dowiemy się na sali kinowej.

P.S. Zostańcie po napisach... Nie ma charakterystycznej dla Marvelowskich filmów sceny, ale jest coś innego - dowód na to, że Tony Stark miał serce!

i prośba:


#dontspoiltheendgame





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz