Uniwersum "Obecności" ma różne stopnie straszności i trzeba przyznać, że ich demony są doskonale ucharakteryzowane i zapadają w pamięć. Dotychczas standardowe motywy chciano zastąpić okolicznymi legendami inspirowanymi podaniami z innych krajów. Takim zabiegiem miała być "Klątw La Llorony". Czy twórcom udało się utrzymać mroczny klimat lokalnej legendy? Byłem, widziałem i opisuje, czego się bałem.
Trudno napisać coś o tym filmie nie wyjawiając co się w nim dzieje. Można by uznać to za spoilery, ale inaczej chyba się nie da, a szkoda pisać o filmie w dosłownie kilku zdaniach. O co właściwie chodzi w "Topielisku..."? Jak już zdążyliście zauważyć, po wstępie, chodzi o ludową legendę. W tym przypadku mamy do czynienia z meksykańską legendą o płaczącej kobiecie. La Llorona to z hiszpańskiego - płaczka. Po krotce jest to legenda, którą straszy się dzieci w krajach latynoskich. Mówi się im, że jeśli nie będą posłuszne, przyjdzie po nich La Llorona - kobieta, która potopiła swoje dzieci (stąd w tytule "Topielisko"), aby udowodnić swoją miłość do niejakiego Pabla. Ten twierdząc, że jest zbyt okrutna na jego gust, odrzucił jej zaloty, a sama kobieta zaczęła błąkać się po okolicy zalana łzami i szukała swych dzieci. Legenda o tyle ciekawa, co autentyczna i miłośników folkloru pełnego mrocznych zagadnień zapraszam osobno - tutaj, przed seansem, jeśli nie znasz opowieści o La Lloronie.
Ten lokalny mit wg niektórych w filmie został niedoceniony i miał spory potencjał. Opowieść z ekranu rozpoczyna się poznaniem bohaterek. Jedna to pracownik socjalna, druga to latynoska ukrywająca swoje dzieci przed tytułową La Lloroną. Zamknięcie dzieci w szafie zostało uznane za maltretowanie i znęcanie się nad nimi, ale nieświadoma niczego pracownik socjalna każdy zarzut i krzywdy wyrządzone dzieciom uznaje za dokonane przez matkę. Po niedługim czasie pozornie uratowane dzieci zostały wywołane przez zjawę La Llornoy i klasycznie utopione. Matka dzieci zostaje aresztowana, ale zdaje sobie sprawę, że wszystko jest winą pracownik socjalnej - Anny. Anna pojawia się na miejscu zbrodni, a Patricia, której dzieci sprawa dotyczyła, modli się do La Llornoy o to, by oddała jej dzieci a zabrała dzieci Anny. Pech chciał, że Anna to samotnie wychowująca matka i musiała przyjechać w środku nocy na miejsce zbrodni z dwójką swoich dzieci. Ciekawość synka, którego autorytetem był zmarły ojciec policjant, sprawiła, że wyszedł z samochodu i kręcił się po okolicy. Słyszy kwilenie, po czym, szuka źródła dźwięku i napotyka swoją przyszłą prześladowczynię La Llornoę. Od tego momentu zaczyna się dziać!
Owszem, zastanawia nas, co dalej będzie z Anną i jej pociechami, więc mamy trochę napięcia. Jest go jednak za mało. Pracownik socjalna w szybkim czasie zamienia się miejscem ze swoją niedawną klientką. Zostaje oskarżona o znęcanie się nad dziećmi, co spowodowane jest zauważeniem ran na rękach rodzeństwa Tate-Garcia, które są pokłosiem dotyku La Llornoy. Anna kieruje się do księdza, od którego wcześniej poznała historię La Llornoy i dostaje od niego polecenie szamana Rafaela. Rafael to były ksiądz walczący ze złymi duchami. Jedyna osoba, która może pomóc naszym bohaterom zupełnie za darmo. Pojawia się pytanie, gdzie był Rafael, kiedy zjawa nękała dzieci Patricii? Niedociągnięcie scenariusza? Zatem pojawia się Rafael oczyszczający dom ze złych energii i przygotowujący się do walki z płaczką. Jego postać w filmie jest zastanawiająca. Głos jakby na siłę pogrubiany. Aparycja niewzruszonego twardziela, który już wiele widział. W końcu humor, który wprowadza do całej historii. Sztuczny humor, bo odbieramy go niepoważnie. Rafael jest zabawny, ale trochę niszczy cały klimat filmu. "Tadam" przy jajkach rozbryzgających się czarną mazią lądującą na twarzach bohaterów rozbawia i rozładowuje atmosferę, ale wychodzi tak sztucznie, że nie jest to potrzebne. Tekst o tym, że wszyscy się czegoś boją ale Rafael nie, jest dalszym zabiegiem humorystycznym kulawo ukazanym w filmie. Być może twórcy chcieli dorównać typowym amerykańskim produkcjom, gdzie mamy poważną sytuację ale bohaterowie potrafią wszystko obrócić w żart. Tutaj to się nie udało.
Jak to w uniwersum "Obecności" bywa, cała akcja zamyka nas w domu Anny i jej dzieci, lecz tym razem pojawia się więcej wydarzeń na zewnątrz. Mamy oczywiście happy end, lecz ostatnie sceny jakby coś dopowiadają, zastanawiamy się nad nimi. "Topielisko: Klątwa La Llornoy" to dobry straszak do obejrzenia z bojaźliwą dziewczyną. Miłośnikom mocnej grozy niekoniecznie przypadnie ten film do gustu, ale wizualnie powinna spodobać się La Llornoa i jej przeraźliwy krzyk. Ten tytuł jako kolejny ze świata "Obecności" wyszedł dostatecznie dobrze, chociaż mógł być o wiele lepszy. Liczmy, że uniwersum wróci z większą dawką straszności w kolejnej odsłonie "Annabell", a tymczasem musimy zadowolić się zamerykanizowaną wersją meksykańskiej legendy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz