czwartek, 20 czerwca 2019

Niech Żyje Król! - Godzilla 2: Król Potworów

   Monsterverse to świat upstrzony wyjątkowo bujną florą. A raczej gigantyczną. Należą do niej, wydawałoby się zwierzęta, ale istoty, o których ten film jest to coś WIĘCEJ niż zwierzęta. To istoty prapoprzedzające wszystko, co żywe, a nawet same dinozaury. Po raz pierwszy to uniwersum ukazało nam w 1933 roku kultowego King Konga, starszego brata Godzilli. My natomiast skupimy się na tym drugim, by wrócić, dzięki niedoścignionym efektom specjalnym tego wieku, do roku 1956, kiedy po raz pierwszy Godzilla otrzymał przydomek Króla Potworów.



   Godzilla (a.k.a. Gojira) po raz pierwszy pojawił się w 1954 roku w japońskich kinach. Do tego czasu powstało 29 filmów, łącznie z obecnie omawianym. "Król Potworów" to amerykański zabieg stosowany w czasach mody na uniwersa, ale już przemielony w japońskiej produkcji, czyli crossover gigantycznych potworów, jakie mieliśmy okazję poznać w historii kina. Dowiadujemy się, iż Godzilla pochodzi z rodu tytanów tzw. Kaiju, którzy rządzili tą planetą, pojawiając się na niej eony temu a my jesteśmy na niej tylko gośćmi. To przywodzi na myśl mity Lovecrafta. Metaforycznie Godzilla miał być skutkiem ubocznym napromieniowania powstałego z użycia broni atomowych. Tymczasem w filmie to promieniowanie pochodziło z gwiazd, aczkolwiek nasza broń atomowa dodaje im mocy. Jest jakby defibrylatorem reanimującym życiowe parametry gigantów. Tak zwani Kaiju są stworzeni przez japońską wytwórnię Toho. Jedynym wyjątkiem był King Kong, stworzony w Ameryce, lecz zaistniała współpraca pozwoliła nawet Kongowi pojawić się u boku Godzilli. Wytwórnia Toho zajęła się więc kultem potężnych stworów, ale dopiero teraz ich majestat możemy oglądać w największej okazałości. 
   Dzięki możliwościom, jakie daje nam dzisiejsze CGI, możemy oglądać potwornych Kaiju, już nie jako aktorów w kostiumach, co czyniło filmy mega sztucznymi i spotykało się z antypatią, lecz prawdziwie komputerowe animacje skłaniające do zastanowień nad ich rzeczywistym zaistnieniem. Stąd prośba do każdego, kto lubi wszystko, co wielkie i spektakularne - idźcie obejrzeć "Króla Potworów" w IMAX 3D! Będziecie mogli poczuć się uczestnikami walk, pomiędzy Kaiju, a uwierzcie jest to doświadczenie zapierające dech w piersiach. 
   Jeśli ktoś twierdzi, że wątki fabularne w tym filmie są do niczego, być może ma rację. Bądźmy szczerzy, przychodzimy zobaczyć widowisko. Gigantomachie prezentowaną na ekranach koloseum IMaxa. Spektakularną batalię pomiędzy Godzillą i Gidhorą. Chcemy nacieszyć oczy tą wielkością potworów, która wykracza poza skalę. Chcemy obejrzeć bombę wizualną i tak naprawdę fabuła nas nie interesuje od początku. Nie da się zaprzeczyć, że gra aktorska jest tu częścią poboczną, jednak na taką produkcję daje radę. Millie Bobby Brown którą w większości znamy z serialu "Stranger Thing" obyła się już z graniem porzuconej nastolatki, dlatego w Godzilli nie było to dla niej nic trudnego. Mogliśmy nawet zauważyć kilka momentów przywołujących we wspomnieniach najlepsze sceny ze "Stranger Things" jak np. w momencie, kiedy filmowa Madison chcę pogłaskać larwę Mothry. Vera Farmiga znana z roli w "Obecności" już słabiej odgrywa swoją postać i fakt, że pasują jej role profesorki, lub człowieka nauki jednak nie kumamy w pewnej chwili, dlaczego staje po stronie złych charakterów i wypełnia ich polecenia. Niby tłumaczy się z tego i każdy widz będący dobrym obserwatorem zgodzi się z nią, lecz to i jej działania nie łączą się sensownie z wartościami jakie wyznawałby kochający rodzic. Obie aktorki zagrały ciekawie jednak o wiele lepiej w produkcjach z jakich je znamy.
   Fabułą nie ma się co przejmować, kiedy raczą nas takie widoki jak wybuchający wulkan, z którego wybudza się Rodan, wielki lodowiec, z którego wychodzi Gidhora, czy potężne ryki Godzilli. Interesować nas powinna za to fabuła mówiąca o tym, skąd wzięli się Kaiju. Pojawia się naukowa pogadanka o tym, iż Kaiju od zawsze byli na naszej planecie i nie niszczyli jej, lecz wprowadzali równowagę. Pojawiali się od zarania dziejów we wszelkich mitach - Kraken, Potwór z Loch Ness, Sasquatch, Smoki itp. Giganci uważani za chodzącą katastrofę planety, jako już żywe legendy nie do podważenia mają być wykorzystane przez rządy jako broń masowego zniszczenia. Widz kupuje taką bajkę, która na dzisiejsze czasy staje jako zdemaskowana teoria spiskowa, tudzież potwierdzenie baśni i legend, o których słyszymy od dziecka. Natomiast okazuje się, że Godzilla ma dobre serce i jako najwyższy w hierarchii równowagi chce z ludźmi koegzystować. Pojawia się także scena, w której bohaterowie w podróży podwodnej w poszukiwaniu umierającego Godzilli natrafiają na ruiny przypominające starożytną Atlantydę, w której środku bije źródło promieniowania, którym żywi się Godzilla. Mamy więc do czynienia z kolejnym mitem.
    Walka Godzilli z Gidhorą to chyba jedna z najspektakularniejszych walk kina w tym roku. Ponadto epicka na skalę Kaiju, gdy w tle pojawi się porywający soundtrack Bear'ego McCreary'go z gościnnym udziałem Serj Tankiana z System of a Down. Przy tej muzyce wszystko wydaje się jeszcze większe! Nie przeczę, walka mogła być lepsza i dłuższa, ale patrząc na gabaryty przeciwników, przypominają się walki w klatkach MMA, gdzie niekiedy walki trwały parę minut. Można więc taką walkę przyjąć. Smutno się nam robi, kiedy przebiegły Gidhora ma przewagę nad Godzillą, ale zastępuje to duma i łezka szczęścia, kiedy ryk Godzilli obliguje resztę Kaiju do pokłonu przed jedynym i niezastąpionym Królem Potworów. Nie wynika tego z filmu, lecz już można się spodziewać kolejnej części Monsterversum: Godzilla vs Kong. Czy dorówna lub przebije Godzillę 2? Tego się dowiemy za rok.

Zwiatun: Godzilla 2: Król Potworów

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz