W końcu przemogłem się i przekonałem się do Johna Wicka! Tak, do wczoraj (tj. 17.05.2019) uważałem, że John Wick to seria jakiegoś płytkiego amerykańskiego filmu o zabijaniu ludzi. Jak się cieszę, że tak bardzo się pomyliłem. Dałem szansę Wickowi i odgrywającemu go Keanu i muszę przyznać, że to film z tych, które poryły mi baniak - a takie lubię najbardziej. Z okazji premiery trzeciej części Johna Wicka, Multikino zorganizowało w ramach ENEMEF maraton z Johnem Wickiem. Wszystkie trzy części kolejno po sobie na dużym ekranie. Znajomi przygotowywali mnie na tą serię i mówili, że film mi się nie spodoba, bo chłop przez prawie cały film biegnie i zabija ludzi. Poniekąd tak, ale w jaki sposób zabija, tego już nie byli w stanie mi opisać, a ja nie byłem sobie w stanie wyobrazić. Poniżej kilka moich odczuć po maratonie z Johnem Wickiem!
John Wick (2014)
Zwiastun John Wick (2014)
Zwiastun John Wick (2014)
Aby zrozumieć kim jest John Wick, trzeba przeanalizować wszystkie trzy części serii, a i tak wciąż za mało będziemy wiedzieć. Wystarczy nam za to jedna część, aby choć trochę do nas dotarło, kim jest Baba Jaga, Boogieman, czy duch, jak mówią o Johnie Wicku. Jedna część wystarczy, abyśmy poczuli sympatię do głównego bohatera i szybko zapierało dech w piersiach, podczas gdy ciemne typy chcą zakatrupić Wicka. John jest emerytowanym zabójcą, którego znają wszyscy i wiedzą jak trudno mu się przeciwstawić. Boją się go, bo legenda głosi, że w pewnym barze zabił trzy osoby, za pomocą... ołówka! Wyszkolony do perfekcji w zabijaniu na zlecenie i w sztukach walki, jak i znający wiele języków, jest trudnym przeciwnikiem dla każdej warstwy przestępczej. John Wick to współczesny James Bond spod ciemnej gwiazdy. Zawsze układał się z najwyższymi szczeblami władz. W filmie mamy dosyć barwną strukturę hierarchii odpowiadającej za machlojki i gangsterkę. Przynajmniej tak nam się ta struktura jawi. Niektóre grupy pojawiają się w formach stowarzyszeń, których członkowie są tak nietykalni, do tego stopnia, że nawet sam papież nie ma nad nimi władzy. John Wick to amerykański odpowiednik naszego Killera. Tyle że bardziej poważny i niebrandzlujący się z tematami czy swoimi zleceniami. Ba! On jest killerem. Zabójcą na zlecenie. Ostateczną bronią do niewykonalnych zadań. Nieugięty, odpowiedzialny, precyzyjny i oszczędny w słowach.
W pierwszej części poznajemy Wicka jako zwykłego człowieka, któremu umarła żona. Po żonie zostaje mu prezent w postaci psa - suczki, nazwanej imieniem żony. Zwierzak ma być dla Johna obiektem, który może pokochać po odejściu żony. Idiotyczny incydent na stacji benzynowej sprawia, że syn jednego z rosyjskich gangsterów włamuje się do domu Wicka i porywają mu brykę oraz... zabijają psa. To zdarzenie przyczynia się do powrotu Johna Wicka do pracy. Przynajmniej tak wszystkim się wydaje. Natomiast John po prostu załatwia sprawy prywatne. Okazuje się, że ojciec chłopaka, który napadł Wicka kiedyś pracował z nim i uświadamia synka, że nie wie, komu zalazł za skórę. Zaczyna się więc młócka. Wybijanie po kolei typków stających na drodze Wicka do zemsty na młodym Rosjaninie. Pierwsza odsłona Wicka ma swoje tempo i możemy powiedzieć, że to ciekawe kina akcji, pełne trupów i silnej chęci zemsty głównego bohatera. Jest spójna, bo wszystko dzieje się jakby na jednym terenie. Keanu Reeves jak zwykle świetny w swojej roli, nigdy się nie uśmiechnie, ale potrafi zagrać wybuch emocji, gdy dochodzi do kulminacji. John Wick to film z ostrą nawalanką z broni. Nie jest to odpowiedni film dla młodzieży poniżej pewnego wieku. Nieodłączny dźwięk w filmie to wystrzały z broni. Na szczęście nie jest on na tyle brutalny, by pokazywać przeciągłe sceny krwawienia czy innych urazów, ale każda ofiara Johna Wicka kończy życie headshotem. Możemy się poczuć jak w jakiejś grze strzelance typu Counter Strike, chociaż swoim charakterem mógłby przypominać Postal. Chłopaki się strzelają, ale twórcy nie zapominają o rozładowaniu atmosfery za pomocą humoru. Od pierwszych scen możemy się spotkać z iście absurdalnym humorem, jak i stosownym, czy też oczywistym wynikającym z sytuacji. Keanu gra tu tak dobrze, że nie drgnie mu powieka, nawet kiedy sam nas rozśmieszy. To zaleta prawdziwego aktora z dużym warsztatem.
W pierwszej części poznajemy Wicka jako zwykłego człowieka, któremu umarła żona. Po żonie zostaje mu prezent w postaci psa - suczki, nazwanej imieniem żony. Zwierzak ma być dla Johna obiektem, który może pokochać po odejściu żony. Idiotyczny incydent na stacji benzynowej sprawia, że syn jednego z rosyjskich gangsterów włamuje się do domu Wicka i porywają mu brykę oraz... zabijają psa. To zdarzenie przyczynia się do powrotu Johna Wicka do pracy. Przynajmniej tak wszystkim się wydaje. Natomiast John po prostu załatwia sprawy prywatne. Okazuje się, że ojciec chłopaka, który napadł Wicka kiedyś pracował z nim i uświadamia synka, że nie wie, komu zalazł za skórę. Zaczyna się więc młócka. Wybijanie po kolei typków stających na drodze Wicka do zemsty na młodym Rosjaninie. Pierwsza odsłona Wicka ma swoje tempo i możemy powiedzieć, że to ciekawe kina akcji, pełne trupów i silnej chęci zemsty głównego bohatera. Jest spójna, bo wszystko dzieje się jakby na jednym terenie. Keanu Reeves jak zwykle świetny w swojej roli, nigdy się nie uśmiechnie, ale potrafi zagrać wybuch emocji, gdy dochodzi do kulminacji. John Wick to film z ostrą nawalanką z broni. Nie jest to odpowiedni film dla młodzieży poniżej pewnego wieku. Nieodłączny dźwięk w filmie to wystrzały z broni. Na szczęście nie jest on na tyle brutalny, by pokazywać przeciągłe sceny krwawienia czy innych urazów, ale każda ofiara Johna Wicka kończy życie headshotem. Możemy się poczuć jak w jakiejś grze strzelance typu Counter Strike, chociaż swoim charakterem mógłby przypominać Postal. Chłopaki się strzelają, ale twórcy nie zapominają o rozładowaniu atmosfery za pomocą humoru. Od pierwszych scen możemy się spotkać z iście absurdalnym humorem, jak i stosownym, czy też oczywistym wynikającym z sytuacji. Keanu gra tu tak dobrze, że nie drgnie mu powieka, nawet kiedy sam nas rozśmieszy. To zaleta prawdziwego aktora z dużym warsztatem.
John Wick 2 (2017)
Zwiatun John Wick 2 (2017)
Zwiatun John Wick 2 (2017)
Jak w pierwszej części wszystko wydawało nam się jasne, tak w kolejnej części robi się zawile. Pojawiają się kolejne postaci, dopisujące nam coś do historii Johna Wicka. Nasz zabijaka po uregulowaniu długu wobec ruskich, co w tej części kończy się pokojem z nimi, już nigdy nie będzie mógł wrócić do normalnego życia emerytowanego killera. Zjawia się niejaki Santino, Włoch, z którym Wick też miał w przeszłości dużo wspólnego. Ruscy gangsterzy okazują się płotkami przy Santino, który okazuje się prawdziwą szychą. Poznajemy kolejne szczeble świata przestępczego i jego macki sięgające na skalę światową. W tej części te szczeble okazują się jakimiś stowarzyszeniami, o których nie mają pojęcia szarzy ludzie. Pojawia się też signum - medalion, w którym ukryte są więzy krwi, usztywniające pewne zasady i konotacje. Wszystko zaczyna się komplikować, pojawia się coraz więcej wątków fabularnych, a sprzymierzeńcy stają się wrogami. John dostaje zlecenie zabicia siostry Santina. Niestety nie ma wyboru, bo chce przeżyć. Później wraca do Santina, aby jego zabić. Tak zabójstwa kręcą się w kółko, aż w końcu John staje się celem do zabicia wartym 7 mln dolarów. Pomocy, udzielają mu "bezdomni", których królem jest sam Matrixowy Morfeusz, czyli Laurence Fishbourne. Za to katastrofalne skutki ciągnie za sobą wykonanie zemsty na Santinie. John zabija go w miejscu, gdzie zasada o niezabijaniu jest największą świętością.
Zawiłości fabularne pojawiające się w rozdziale drugim przysparzają o ból głowy, niemniej to ma nikły wpływ, na to, co dla widza jest najważniejsze. Chodzi o strzelankę. Po pierwszej części przyzwyczailiśmy się, że John Wick co jednego drania odstrzela w widowiskowy sposób. W tej części zastanawiamy się w pewnym momencie czy będzie strzelanie. Pozwalamy sobie zauważyć, iż w pierwszej części było więcej zabijania. Wiem, jak to płytko brzmi, ale tego typu filmy po to są, aby pooglądać wyżywających się badassów, którzy pragną zemsty. Podobnie było z "Adrenaliną" Neveldina i Taylora, czy chociażby z Kill Billem Tarantina. Wracając do tematu: brakuje nam zabijania. W dwójce właśnie schemat wygląda troszkę inaczej. Oczywiście, mamy schematyczne sceny, typowe dla serii "John Wick", czyli otwierające sceny z jakimś wypadkiem, sceny z telefonem, na który się nie odpowiada, sceny, w których pomocni Wickowi ludzie życzą mu powodzenia, a ten tylko kiwa głową czy zabawne sceny zaskoczenia na błahe powody brzmiące: "Oh!". Co do scen zabijania, może nam się wydawać, że jest ich mniej, gdyż są dawkowane. Są przeplatane scenami tłumaczącymi fabułę lub kierującymi do kolejnych zwrotów, gdzie zaczynamy się gubić. Pojawiają się pierwsze błędy. Nikt nie zwraca na to uwagi, jednak bardziej spostrzegawczy widz, zauważy, iż w różnych ujęciach trupy leżą inaczej.
John Wick 3 - Parabellum (2019)
Docieramy do mogłoby się wydawać, apogeum całego problemu Wicka. Ekskomunikowany Wick ma godzinę, by odnaleźć Najwyższą Radę i by go przywrócili do łask. Wciąż ścigany nagrodą już 14 mln dolarów, natrafia na przeszkody, które oczywiście skutecznie zabija. Fabuła wciąż się rozkręca i w tej części już kompletnie nie łapiemy, co się dzieje, ale cały czas czekamy na strzelankę. Dochodzimy do wniosku, że wszystkie poziomy stowarzyszeń, o których mowa we filmie mają jakieś kościelną nomenklaturę, stąd ekskomunika. Pojawi się także desakralizacja i krzyż, którym Wick będzie się chciał wykupić, by dostać się na Casablankę. Zawiłości nie ma końca, bo oto okazuje się, że John Wick jest w rzeczywistości białoruskim dzieckiem, niegdyś wychowywanym i szkolonym przez właścicielkę teatru. Wyjaśnia nam się, skąd Wick, ma takie umiejętności w walce i z bronią. Znów mamy nowe postaci. Sędzia, który najmuje zabójcę Johna Wicka, ale w międzyczasie kara tych, którzy pomogli Johnowi w jakiś sposób. Znów mamy retardację pomiędzy wątkami fabularnymi, a zabijaniem. W tej części zabijanie nie jest takie łatwe, bo trzeba stanąć do walki z chińczykami, którzy podziwiali Wicka. Pojawia się także stara przyjaciółka Wicka, w której rolę wciela się Halle Berry. Ona zaś po raz pierwszy chyba miała możliwość zagrać tak odważną i mordującą kobietę. Za dużo by opowiadać, bo za dużo się dzieje, a za dużo można zespoilować.
W każdym razie tym razem Wick zmaga się z różnymi wartościami. Między innymi poświęca się w imię pamięci o żonie, lecz musi zabić przyjaciela. Moralny problem, z którego wykaraska się, dzięki pozornej sile przyjaźni zacznie walkę z Najwyższą Radą chcącą oczyścić miejsce, przez które Wick został ekskomunikowany. Tym razem sekwencje walk są o wiele dłuższe. Patrząc na nie można mieć wrażenie, że Keanu Reeves w roli Wicka to połączenie Stephena Segala i Jackiego Chana. Brutalny i sprytny zarazem, nie dający sobie w kaszę dmuchać. Kolejne błędy zauważyć się da bardzo łatwo. Pierwszym takim błędem jest scena, w której Sofia (Halle Berry) przychodzi do Casablańskiego bossa ze swoimi dwoma psami. Niefortunnie boss zabija jednego z psiaków, aby ta nauczyła się zasad i szacunku. Jak wiemy, śmierć psów w Johnie Wicku prowadzi do śmiertelnej zemsty. Tak dzieje się w przypadku Sofii, która ma w nosie, gdzie jest i z kim zadziera, ale zaczyna zabijać Casablańskich asasynów. Ramie w ramie z Wickiem i pieskiem, który przeżył. Tu się właśnie wdziera błąd, bo po pewnym czasie dołącza drugi pies. Skąd? Jak? Zmartwychwstał?
Kolejnym błędem jest dynamika scen walk. Po niektórych scenach było widać, że są specjalnie ustawione. Zbyt wolne reakcje i zbyt oczywiste, że główny bohater pokona każdego. Koniec, końców przyjaciel, którego Wick nie zabił, zwraca się przeciwko niemu tylko dlatego, że sędzia chciała mu wrócić przywileje za pokaz siły. Trzecia część Johna Wicka jest idealną wizualizacją powiedzenia "zabili go i uciekł". Domyślacie się, co mogło się zdarzyć?
Ostatnia scena tłumaczy nam i daje bolesny sygnał, że możemy spodziewać się czwartej części przygód Johna Wicka. Bolesny dlatego, że po maratonie trzech części ten film jest naprawdę rylcem wbitym w naszą głowę. Będąc na sali, myślałem sobie: kurczę, ale ileż można ten temat ciągnąć? Nie ogarniam! Piszę to, bo to były pierwsze odczucia, całokształt filmu za to był ogromnym WOW!
Zastanawia mnie tylko, jak twórcy filmu, chcą pociągnąć dalej historię Wicka, który już jest teoretycznie martwy, ale jeśli zapytaliby mnie czy chcę czwartą część... ostatnie zdanie Wicka pasuje tu jak Parabellum do głowy jego ofiar: "YEAH!"
W każdym razie tym razem Wick zmaga się z różnymi wartościami. Między innymi poświęca się w imię pamięci o żonie, lecz musi zabić przyjaciela. Moralny problem, z którego wykaraska się, dzięki pozornej sile przyjaźni zacznie walkę z Najwyższą Radą chcącą oczyścić miejsce, przez które Wick został ekskomunikowany. Tym razem sekwencje walk są o wiele dłuższe. Patrząc na nie można mieć wrażenie, że Keanu Reeves w roli Wicka to połączenie Stephena Segala i Jackiego Chana. Brutalny i sprytny zarazem, nie dający sobie w kaszę dmuchać. Kolejne błędy zauważyć się da bardzo łatwo. Pierwszym takim błędem jest scena, w której Sofia (Halle Berry) przychodzi do Casablańskiego bossa ze swoimi dwoma psami. Niefortunnie boss zabija jednego z psiaków, aby ta nauczyła się zasad i szacunku. Jak wiemy, śmierć psów w Johnie Wicku prowadzi do śmiertelnej zemsty. Tak dzieje się w przypadku Sofii, która ma w nosie, gdzie jest i z kim zadziera, ale zaczyna zabijać Casablańskich asasynów. Ramie w ramie z Wickiem i pieskiem, który przeżył. Tu się właśnie wdziera błąd, bo po pewnym czasie dołącza drugi pies. Skąd? Jak? Zmartwychwstał?
Kolejnym błędem jest dynamika scen walk. Po niektórych scenach było widać, że są specjalnie ustawione. Zbyt wolne reakcje i zbyt oczywiste, że główny bohater pokona każdego. Koniec, końców przyjaciel, którego Wick nie zabił, zwraca się przeciwko niemu tylko dlatego, że sędzia chciała mu wrócić przywileje za pokaz siły. Trzecia część Johna Wicka jest idealną wizualizacją powiedzenia "zabili go i uciekł". Domyślacie się, co mogło się zdarzyć?
Ostatnia scena tłumaczy nam i daje bolesny sygnał, że możemy spodziewać się czwartej części przygód Johna Wicka. Bolesny dlatego, że po maratonie trzech części ten film jest naprawdę rylcem wbitym w naszą głowę. Będąc na sali, myślałem sobie: kurczę, ale ileż można ten temat ciągnąć? Nie ogarniam! Piszę to, bo to były pierwsze odczucia, całokształt filmu za to był ogromnym WOW!
Zastanawia mnie tylko, jak twórcy filmu, chcą pociągnąć dalej historię Wicka, który już jest teoretycznie martwy, ale jeśli zapytaliby mnie czy chcę czwartą część... ostatnie zdanie Wicka pasuje tu jak Parabellum do głowy jego ofiar: "YEAH!"