Kino bez filmów animowanych byłoby jak życie bez dzieciństwa! A co to za dzieciństwo pozbawione filmów animowanych? Największym uniwersum, zaopatrzającym nasze pociechy w ich ulubione tytuły był, jest i długo jeszcze będzie, bezsprzecznie Disney. Ostatnio Disney pozyskał kilka wytwórni, dzięki którym to uniwersum się rozrosło i pochłonęło nawet kilka innych uniwersów. Jednak nie o tym chcę dziś pisać. Druga odsłona przygód niszczyciela z automatów dała nam pomysłowe połączenie uniwersum Disneya, z uniwersum internetu, gdzie w dzisiejszych czasach jedno bez drugiego nie istnieje. Wyobraźmy sobie więc, jak wyglądałoby przeniesienie się ze świata automatów, do świata internetu. To właśnie serwuje nam "Ralph Demolka w Internecie"!
Kiedy piksele jeszcze nie były tak gładkie jak w dzisiejszej dobie internetu, dzieciaki uwielbiały salony z grami automatycznymi. Ralph Demolka był antagonistą jednej z takich gier i zadebiutował w 2012 roku ze swoimi przygodami. Pokolenie, dla którego gry automatyczne były czymś, co pociągało wajchę sentymentu, byli zachwyceni poprzednią częścią o tytule "Ralph Demolka". Dziś mija sześć lat od tamtego filmu i żeby był sens to ciągnąć, musiało być coś oryginalnego, a zarazem prostego. Więc czemu by nie pokazać postępu technologicznego? A takim bez wątpienia stał się internet. Skonfrontowanie gier automatycznych z siecią to pomysł na idealny szejk rzeczywistych motywów ze świata, jaki znamy z fantastycznością wyobrażenia tego, co zawiera w sobie internet. Zrodziła się z tego autoreklama dla samej wytwórni. "Ralph w Internecie" to jeden wielki easter egg. Czyli nawiązanie, smaczek, do swoich własnych produkcji, ale nie tylko. Bowiem już w pierwszej części mamy nawiązania do takich automatycznych tytanów jak "Sonic", "Street Fighter", "Super Mario Bros" czy klasyk klasyków - "Pac Man". W nowych przygodach Ralpha i Wandelopy mamy tego jeszcze więcej, plus sama reklama dla portali społecznościowych tudzież stron internetowych. W końcu bohaterowie dostają się do sieci!
Humor w tej produkcji towarzyszy od samego początku. Nie może być inaczej. Gry słowne, ocenzurowane cukrem wulgaryzmy przeistoczone w zmyślne eufemizmy do przełknięcia dla najmłodszych, wartka akcja i często nieoczekiwane zwroty. Gdzie dwa ostatnie czynią ten film żywszym i zdecydowanie lepszym od pierwszej części. Ponadto jest bardziej kolorowo! Wchodząc do internetu mamy do czynienia z wszystkimi barwami. Tu wszystko jest chaotyczne. Awatary błądzą po to, żeby znaleźć swoje własne miejsce w internecie. Za tymi awatarami siedzą żywi ludzie po drugich stronach komputerów. A nasi przyjaciele szukają części do automatu Wandelopy, który się zepsuł. Jedyną część dostępną na najpopularniejszym portalu aukcyjnym - Ebay - wylicytują za ogromną sumę, której nie posiadają. Tu zaczyna się zabawa z popularnością w sieci i pojawia się miejsce, w którym Wandzia czuję się naprawdę jak w domu. W międzyczasie pomaga przyjacielowi w zdobyciu popularności, trafiając do miejsca zwanego Disneylandem. W końcu dochodzi do prawdziwej moralnej konfrontacji na tle przyjacielskim, ale także własnego ego i negatywnego bycia Ralpha.
Pierwsza część przygód Ralpha pokazała nam niebanalne i piękne morały, które nas urzekły i trafiły w serce. Podobnie mamy tutaj. W 2012 byliśmy świadkami rozkwitania pięknej przyjaźni między Ralphem i Wandelopą, teraz mamy do czynienia z czymś poważniejszym. Pojawia się problem rozstania przyjaciół, lecz to nie jest "rozstanie" usłane negatywnym oddźwiękiem, jaki to słowo zostawia. Dostajemy lekcje o prawdziwej przyjaźni, która trwa wiecznie i żadna odległość jej nie zabije, a zadaniem przyjaciela jest zrozumienie, że jego przyjaciel może mieć inne marzenia i jeśli tak jest, to powinien to uszanować i wspierać go w jego realizacji. W pewnym momencie ukazuje nam się naprawdę ckliwa scena, gdzie Ralph całkowicie się zmienia i rozumie, na czym polega przyjaźń. Polecam pójść na seans przyjaciołom o bardzo zażyłych więziach, szczególnie jeśli to przyjaźń damsko-męska. Będziecie się świetnie bawić i odczujecie na swoim przykładzie czy Ralph zrozumiał znaczenie i istotę przyjaźni. Być może wasza przyjaźń będzie się utożsamiać z przyjaźnią Wandzi i Ralpha. Ja idąc ze swoją przyjaciółką na seans, poczułem mocne koneksje z przykładem przyjaźni pomiędzy bohaterami filmu. 😀 Dlatego bez kozery mogę potwierdzić, iż to przyjacielski film w każdym calu.
Moje odczucia po obejrzeniu "Ralpha Demolki w Internecie", są prze miłe i dobrze będę wspominał tą bajkę. Zastanawiam się jakie odczucia miała reszta widzów? Większa część rodziców, którzy przyszli z pociechami bawili się równie świetnie co ich dzieciaki, lub nawet lepiej. Można to było zauważyć przy nawiązaniach do różnych produkcji Disneya, które się pojawiały. Przy rozpoznaniu danej postaci lub jej zachowania u starszych bardziej dało się usłyszeć ich zachwyt lub rozbawienie postacią. Ja np miałem tak przy scenie, w której awatary zadawały pytania Grootowi ze "Strażników Galaktyki" - odpowiedź "I am Groot!" na każde pytanie było oczywiste jak to, że po nocy nadchodzi dzień, ale jednocześnie przezabawne. Nie mogłem powstrzymać śmiechu. I podobna reakcja była u innych rodziców, czy starszych na seansie. Bardzo słodkie było, kiedy dzieci przeżywały nagłe zwroty akcji. Jeśli chodzi o widownie, można powiedzieć, że było pół na pół, jeśli chodzi o zachwyt i reakcje na film. Dzieci i starsi tak samo dobrze się bawili. Znaleźli się także tacy, którzy poszli z dziećmi na ten film dla świętego spokoju, a sami cały seans siedzieli przyklejeni do telefonów, błąkając się jak Ralph i Wandelopa po internecie, z tą różnicą, że dwójka bohaterów była w swoim świecie, a widzowie przyszli z dziećmi by wspólnie spędzić czas. Przykre, gdy niektórzy "dorośli" stracili wewnętrzne dziecko i nie bawi ich pójście z pociechą na taką bombową bajkę.
A ten blog jest dla tych, którzy się nie starzeją i kochają bajki, dlatego polecam w 100% "Ralpha Demolkę w Internecie"! Można by też wysnuć wniosek, że animacja jest małą metaforą programującą do zaznajomienia się z istnieniem internetu. Dziecko w sieci to coraz poważniejszy problem. Od rodziców właśnie zależy kontrola, nad tym jak dziecko porusza się po internecie. Zatem jeśli mamy rękę na pulsie nie musimy się o to bać. Disney od zawsze był uważany za medium przekazów podprogowych, które gdzieś na okrętkę programowały chęci i zainteresowania dziecka. Czasem te najgorsze. Jeśli umiemy obserwować, dojrzymy zachęcanie do korzystania z internetu, bo jednak po coś są te lokowania logówek najpopularniejszych portali i pokazanie świata internetu jako pewnego rodzaju utopię. Zagrożeniem za to ma być tylko i wyłącznie tzw. Darknet, o którym w bajce jest wzmianka. To jednak bzdura! Bo niebezpieczeństwo czyha wszędzie, na każdym stopniu znajomości internetu i zagłębiania się w niego. To też sprawia, że obraz świata internetowego przedstawionego w "Ralphie Demolce w Internecie" jest infantylnym i trywialnym spojrzeniem na rzeczywistość. Bądźmy jednak realistami. To film skierowany szczególnie do najmłodszych. Dzieci inaczej patrzą na bajki i dostrzegają tego, co my. Infantylizm więc tu jest zbędnym argumentem, a jeśli dbasz o swoje dziecko (a na pewno tak jest), to pewnego razu, na podstawie tego filmu, porozmawiaj z nim o poruszaniu się po sieci. Bo nikt nie chcę widzieć chyba reakcji dziecka, jak w scenie końcowej, przed napisami. Pamiętaj jednak, by nie zniszczyć mu dzieciństwa! Bo może się okazać, że to będzie bajka, którą będzie kiedyś dobrze wspominał i z sentymentem.
Jedyny mankament historii to mały błąd w fabule. Otóż w pierwszej części gra nie mogła istnieć bez Wandelopy, tymczasem teraz gra funkcjonuje normalnie, mimo że Wandzia przeprowadziła się do gry z internetu... chyba nic nie przeoczyłem i nie rozumiem, jaki to ma sens. A może trzeba obejrzeć jeszcze raz obie części? - TAK! To najlepsze wyjście :) Mam nadzieję, że będziecie mieć podobnie i że tak jak ja, chętnie będziecie wracać do Ralpha, tak jak to teraz robi Wandelopa.
P.S. Koniecznie zostańcie do napisów końcowych - duża beczka śmiechu czeka tam na was.
Zwiastun:
https://www.youtube.com/watch?v=bUeCBbfViyU