niedziela, 20 stycznia 2019

Nie Daj się Zwieść Pozorom! - Mary Poppins Powraca

   Pół wieku temu świat po raz pierwszy zobaczył na ekranach najlepszą nianię świata! Jej niekonwencjonalne metody zabawiania dzieci i owiana magiczną tajemnicą persona jest już legendą w świecie popkultury. Kultowy musical, wraca na ekrany kin w reżyserii Roba Marshalla i udowadnia, że wytwórnia Disneya pomimo odgrzewanych kotletów potrafi wciąż zachwycić widza fantastycznymi ujęciami i nawiązaniami do swych gigantów. Twórcy "Chicago" i "Nine - Dziewięć" nie można było odmówić pracy nad tą produkcją. Jest godna pierwowzoru, autora jak i samego Disneya.


   Mary Poppins to legenda, baśń, i niesamowita historia stworzona specjalnie z myślą o młodszych widzach. Niemniej jednak dziś po 50 latach już nawet dorośli lgną do Poppins i dzięki niej PAMIĘTAJĄ, jak to było w czasach beztroski. Sama postać superniani jest bohaterką serii książek autorstwa Pameli L. Travers. Pierwsza część powieści została opublikowana w 1934 roku. Na jej podstawie trzydzieści lat później pojawił się pierwszy film o przygodach Mary Poppins.  Był to dziewiąty film aktorski w dorobku wytwórni Walta Disneya. Natomiast w 2006 zaliczono go do top10 najlepszych musicali w historii kina. 
   Kontynuacja miała swoją premierę 19 grudnia 2018 roku. Powrót Mary Poppins to dla starszego widza sentymentalna podróż po granicach wyobraźni. Za to dla młodszego widza może to być fantastyczny obraz rozwijający wyobraźnię, ukazujący, że nie ma rzeczy niemożliwych. Poruszanych jest też kilka wątków moralnych. Przede wszystkim znaczenie więzi rodzinnych, które jest ponad tym, co czyni wartościowym rzeczy materialne od których człowiek jest uzależniony na co dzień. Jak zwykle kolorowa adaptacja jest doprawiona efektami specjalnymi i animacją, na której nikt nie zna się lepiej niż Disney. Jeśli chodzi o efekty specjalne, są one w filmie na tyle wyważone, że ani ich za dużo, ani za mało. Disney uwielbia szprycować efektami specjalnymi, jednak w tym filmie dobrał proporcje idealnie. Animacje natomiast przywodzą na myśl kreskę Disneya z lat dziewięćdziesiątych. Kostiumy kolorowe i wiernie oddające czasy kryzysu w Anglii. Gra aktorska? No cóż, na potrzeby musicalu często wystawianego na scenach teatralnych, takowa musi być perfekcyjnie opanowana i była. Nie dziwota, skoro sama Emily Blunt za rolę tytułowej Poppins ma kilka nominacji do nagród. 
   "Mary Poppins Powraca" to film, do którego będziemy wracać całą rodziną po kilka razy. To jeden z tych filmów, który jest na tyle przyjemny, że trudno się do czegoś doczepić. Fabuła jest prosta i typowa przy amerykańskich produkcjach. Za to rozmach, z jakim film został stworzony, pozostawia w ustach widza reakcję "WOW!". Dorośli Michael i Jane Banks zajmują się swoim rodzinnym domem. Michael wychowuje samotnie trójkę dzieci po śmierci żony. Siostra mu w tym pomaga. Jednak dom okazuje się zadłużony i w tym momencie, klasycznie z nieba spada nam Mary Poppins. Wszyscy ją rozpoznają łącznie z latarnikiem Jackiem, który można powiedzieć, staje się przyjacielem młodych Banksiątek. W czasach najgorszego etapu w życiu Michaela, Poppins zatrudnia się na własną rękę, by pomóc w pilnowaniu Georgiergo, Jona i Annabel Banksów. W rzeczywistości czuwa nad rodziną i pomaga jej w odzyskaniu domu Banksów, który przejąć chce bankier ukryty w wilczej skórze. Poppins jak to Poppins rozbudza wyobraźnię pociech Michaela. Te są wyjątkowo dojrzałe i pomocne, jednak to wciąż dzieci, które potrzebują wrażeń. 
   Piosenki łączące w sobie stare wzory z musicali z wizualnymi popisami współczesności oddają realność i wyluzowanie, jakie znamy z dzisiejszych czasów. To wciąż show, zaskakujące i fantastyczne. Utrzymuje widza w napięciu, utożsamiając go z historią, której finał jest przewidywalny, lecz pomysłowy w wykonaniu. Wszystko kończy się oczywiście happy endem, otwierając zamknięte furtki dzieciństwa dorosłym, unosząc ich jak chmurkę po fasadzie nieba. Kilka razy, jest kiedy uronić łzę i Mary Poppins znów znika, gdy drzwi się otworzą. Jakie drzwi? To już każdy musi zobaczyć indywidualnie. Jeden z najlepszych filmów 2018 roku. Gratka dla całej rodziny.

Zwiastun:

https://www.youtube.com/watch?v=1RysaULScZA

poniedziałek, 14 stycznia 2019

Co to są te Internety? - Ralph Demolka w Internecie

   Kino bez filmów animowanych byłoby jak życie bez dzieciństwa! A co to za dzieciństwo pozbawione filmów animowanych? Największym uniwersum, zaopatrzającym nasze pociechy w ich ulubione tytuły był, jest i długo jeszcze będzie, bezsprzecznie Disney. Ostatnio Disney pozyskał kilka wytwórni, dzięki którym to uniwersum się rozrosło i pochłonęło nawet kilka innych uniwersów. Jednak nie o tym chcę dziś pisać. Druga odsłona przygód niszczyciela z automatów dała nam pomysłowe połączenie uniwersum Disneya, z uniwersum internetu, gdzie w dzisiejszych czasach jedno bez drugiego nie istnieje. Wyobraźmy sobie więc, jak wyglądałoby przeniesienie się ze świata automatów, do świata internetu. To właśnie serwuje nam "Ralph Demolka w Internecie"!


   Kiedy piksele jeszcze nie były tak gładkie jak w dzisiejszej dobie internetu, dzieciaki uwielbiały salony z grami automatycznymi. Ralph Demolka był antagonistą jednej z takich gier i zadebiutował w 2012 roku ze swoimi przygodami. Pokolenie, dla którego gry automatyczne były czymś, co pociągało wajchę sentymentu, byli zachwyceni poprzednią częścią o tytule "Ralph Demolka". Dziś mija sześć lat od tamtego filmu i żeby był sens to ciągnąć, musiało być coś oryginalnego, a zarazem prostego. Więc czemu by nie pokazać postępu technologicznego? A takim bez wątpienia stał się internet. Skonfrontowanie gier automatycznych z siecią to pomysł na idealny szejk rzeczywistych motywów ze świata, jaki znamy z fantastycznością wyobrażenia tego, co zawiera w sobie internet. Zrodziła się z tego autoreklama dla samej wytwórni. "Ralph w Internecie" to jeden wielki easter egg. Czyli nawiązanie, smaczek, do swoich własnych produkcji, ale nie tylko. Bowiem już w pierwszej części mamy nawiązania do takich automatycznych tytanów jak "Sonic", "Street Fighter", "Super Mario Bros" czy klasyk klasyków - "Pac Man". W nowych przygodach Ralpha i Wandelopy mamy tego jeszcze więcej, plus sama reklama dla portali społecznościowych tudzież stron internetowych. W końcu bohaterowie dostają się do sieci!
     Humor w tej produkcji towarzyszy od samego początku. Nie może być inaczej. Gry słowne, ocenzurowane cukrem wulgaryzmy przeistoczone w zmyślne eufemizmy do przełknięcia dla najmłodszych, wartka akcja i często nieoczekiwane zwroty. Gdzie dwa ostatnie czynią ten film żywszym i zdecydowanie lepszym od pierwszej części. Ponadto jest bardziej kolorowo! Wchodząc do internetu mamy do czynienia z wszystkimi barwami. Tu wszystko jest chaotyczne. Awatary błądzą po to, żeby znaleźć swoje własne miejsce w internecie. Za tymi awatarami siedzą żywi ludzie po drugich stronach komputerów. A nasi przyjaciele szukają części do automatu Wandelopy, który się zepsuł. Jedyną część dostępną na najpopularniejszym portalu aukcyjnym - Ebay - wylicytują za ogromną sumę, której nie posiadają. Tu zaczyna się zabawa z popularnością w sieci i pojawia się miejsce, w którym Wandzia czuję się naprawdę jak w domu. W międzyczasie pomaga przyjacielowi w zdobyciu popularności, trafiając do miejsca zwanego Disneylandem. W końcu dochodzi do prawdziwej moralnej konfrontacji na tle przyjacielskim, ale także własnego ego i negatywnego bycia Ralpha.
   Pierwsza część przygód Ralpha pokazała nam niebanalne i piękne morały, które nas urzekły i trafiły w serce. Podobnie mamy tutaj. W 2012 byliśmy świadkami rozkwitania pięknej przyjaźni między Ralphem i Wandelopą, teraz mamy do czynienia z czymś poważniejszym. Pojawia się problem rozstania przyjaciół, lecz to nie jest "rozstanie" usłane negatywnym oddźwiękiem, jaki to słowo zostawia. Dostajemy lekcje o prawdziwej przyjaźni, która trwa wiecznie i żadna odległość jej nie zabije, a zadaniem przyjaciela jest zrozumienie, że jego przyjaciel może mieć inne marzenia i jeśli tak jest, to powinien to uszanować i wspierać go w jego realizacji. W pewnym momencie ukazuje nam się naprawdę ckliwa scena, gdzie Ralph całkowicie się zmienia i rozumie, na czym polega przyjaźń. Polecam pójść na seans przyjaciołom o bardzo zażyłych więziach, szczególnie jeśli to przyjaźń damsko-męska. Będziecie się świetnie bawić i odczujecie na swoim przykładzie czy Ralph zrozumiał znaczenie i istotę przyjaźni. Być może wasza przyjaźń będzie się utożsamiać z przyjaźnią Wandzi i Ralpha. Ja idąc ze swoją przyjaciółką na seans, poczułem mocne koneksje z przykładem przyjaźni pomiędzy bohaterami filmu. 😀 Dlatego bez kozery mogę potwierdzić, iż to przyjacielski film w każdym calu.
    Moje odczucia po obejrzeniu "Ralpha Demolki w Internecie", są prze miłe i dobrze będę wspominał tą bajkę. Zastanawiam się jakie odczucia miała reszta widzów? Większa część rodziców, którzy przyszli z pociechami bawili się równie świetnie co ich dzieciaki, lub nawet lepiej. Można to było zauważyć przy nawiązaniach do różnych produkcji Disneya, które się pojawiały. Przy rozpoznaniu danej postaci lub jej zachowania u starszych bardziej dało się usłyszeć ich zachwyt lub rozbawienie postacią. Ja np miałem tak przy scenie, w której awatary zadawały pytania Grootowi ze "Strażników Galaktyki" - odpowiedź "I am Groot!" na każde pytanie było oczywiste jak to, że po nocy nadchodzi dzień, ale jednocześnie przezabawne. Nie mogłem powstrzymać śmiechu. I podobna reakcja była u innych rodziców, czy starszych na seansie. Bardzo słodkie było, kiedy dzieci przeżywały nagłe zwroty akcji. Jeśli chodzi o widownie, można powiedzieć, że było pół na pół, jeśli chodzi o zachwyt i reakcje na film. Dzieci i starsi tak samo dobrze się bawili. Znaleźli się także tacy, którzy poszli z dziećmi na ten film dla świętego spokoju, a sami cały seans siedzieli przyklejeni do telefonów, błąkając się jak Ralph i Wandelopa po internecie, z tą różnicą, że dwójka bohaterów była w swoim świecie, a widzowie przyszli z dziećmi by wspólnie spędzić czas. Przykre, gdy niektórzy "dorośli" stracili wewnętrzne dziecko i nie bawi ich pójście z pociechą na taką bombową bajkę.
    A ten blog jest dla tych, którzy się nie starzeją i kochają bajki, dlatego polecam w 100% "Ralpha Demolkę w Internecie"! Można by też wysnuć wniosek, że animacja jest małą metaforą programującą do zaznajomienia się z istnieniem internetu. Dziecko w sieci to coraz poważniejszy problem. Od rodziców właśnie zależy kontrola, nad tym jak dziecko porusza się po internecie. Zatem jeśli mamy rękę na pulsie nie musimy się o to bać. Disney od zawsze był uważany za medium przekazów podprogowych, które gdzieś na okrętkę programowały chęci i zainteresowania dziecka. Czasem te najgorsze. Jeśli umiemy obserwować, dojrzymy zachęcanie do korzystania z internetu, bo jednak po coś są te lokowania logówek najpopularniejszych portali i pokazanie świata internetu jako pewnego rodzaju utopię. Zagrożeniem za to ma być tylko i wyłącznie tzw. Darknet, o którym w bajce jest wzmianka. To jednak bzdura! Bo niebezpieczeństwo czyha wszędzie, na każdym stopniu znajomości internetu i zagłębiania się w niego. To też sprawia, że obraz świata internetowego przedstawionego w "Ralphie Demolce w Internecie" jest infantylnym i trywialnym spojrzeniem na rzeczywistość. Bądźmy jednak realistami. To film skierowany szczególnie do najmłodszych. Dzieci inaczej patrzą na bajki i dostrzegają tego, co my. Infantylizm więc tu jest zbędnym argumentem, a jeśli dbasz o swoje dziecko (a na pewno tak jest), to pewnego razu, na podstawie tego filmu, porozmawiaj z nim o poruszaniu się po sieci. Bo nikt nie chcę widzieć chyba reakcji dziecka, jak w scenie końcowej, przed napisami. Pamiętaj jednak, by nie zniszczyć mu dzieciństwa! Bo może się okazać, że to będzie bajka, którą będzie kiedyś dobrze wspominał i z sentymentem.
   Jedyny mankament historii to mały błąd w fabule. Otóż w pierwszej części gra nie mogła istnieć bez Wandelopy, tymczasem teraz gra funkcjonuje normalnie, mimo że Wandzia przeprowadziła się do gry z internetu... chyba nic nie przeoczyłem i nie rozumiem, jaki to ma sens. A może trzeba obejrzeć jeszcze raz obie części? - TAK! To najlepsze wyjście :)  Mam nadzieję, że będziecie mieć podobnie i że tak jak ja, chętnie będziecie wracać do Ralpha, tak jak to teraz robi Wandelopa.
   P.S. Koniecznie zostańcie do napisów końcowych - duża beczka śmiechu czeka tam na was.

Zwiastun:

https://www.youtube.com/watch?v=bUeCBbfViyU
  

czwartek, 3 stycznia 2019

Mieszaniec jest waszym Królem! - Aquaman i jego dziedzictwo

  Bez zbędnego wprowadzenia, rozpocznę żywotność tego bloga od najbardziej kasowego filmu za oceanem ostatnich tygodni. A mowa o oceanie, który ma potężne znaczenie w filmie, o którym wspominam. Mowa o Aquamanie, który gdy to piszę, przebił zarobkowo Wonder Woman i jest to ponad 600 milionów dolarów. Czy się należało? Sprawdziłem dziś na seansie!


  Osobiście czekałem na Aquamana z zaciśniętymi pięściami, ponieważ szykowało się coś na prawdę wielkiego. Tak faktycznie było. Mogę bez kozery przyznać, że Aquaman, to najlepszy film z uniwersum DC jaki zrobiono, ever! Miłośnicy komiksów zapewne będą się spierać, że nie trzyma się kupy co do pierwowzoru z komiksów ale bądźmy realistami - większość tych superbohaterskich filmów jest jedynie OPARTA na postaciach z komiksów. Mamy pełną wersję wizualną bohatera (nie zawsze wiernie odwzorowaną) i od razu przypisujemy ją aktorowi, grającemu danego herosa. Ponadto jest scenariusz, który nie musi pokrywać się w 100% -ach z opowieściami komiksowymi. Zawsze coś nam się nie będzie podobać w superbohaterach z dużego ekranu, mniej lub bardziej, słusznie bądź nie. W przypadku Aquamana można rozgrzeszyć te niedociągnięcia historii, gdyż film nadrabia efektami specjalnymi i kolorystyką. Ostatni raz tak kolorowy film wydawał mi się przy "Czarnej Panterze" Marvela. Trudno mi stwierdzić, który film był bardziej efekciarski. Nie mniej nie ma co porównywać Marvela do DC. Osobne uniwersa, lecz pozostańmy w temacie. 
   Spotkałem się z opinią, iż Aquaman jest zbyt cukierkowy, zbyt bajkowy. Być może. Ale czy nie powinien taki być jeśli wplatamy w historię wątek legendarnej Atlantydy? Oczywistym jest, że film ten musiał być naszpikowany efektami specjalnymi, a przyznam, że chyba 90% filmu to właśnie efekty specjalne. Nie ważne. Jak dla mnie wykorzystane bardzo dobrze i choć napompowany nimi, robi klimat. Ostatnim razem spotkaliśmy się z Aquamanem w filmowej wersji Ligii Sprawiedliwości z 2017 roku. Ten film nie odbił się chyba dobrym echem i wydaje mi się że został zapomniany. Jednak każdy wiedział, że przyjdzie pora na solowy film Aquamana i jak widać, czekano na niego bardziej niż na samą Ligę Sprawiedliwości. 
   Nie ma co spoilować, bo ten film trzeba obejrzeć samemu i poczuć te bajkową krainę jaką jest Atlantyda. Fabularnie też nie jest najgorzej i nawet trzyma się wszystko sensu. Narzekałem, że Aquaman w kreacji Momoy, jest zwykłym umięśnionym i wytatuowanym gościem bez tego oczojebnego żółtego kostiumu, który znamy z komiksu, lecz właśnie w tym filmie ten kostium się pojawia i prawowicie można uznać Aquamana, Aquamanem. Jednak Jason Momoa ciekawie pokazał nam postać swojego bohatera i uważam, że stworzył jego wierną postać wyluzowanego gościa dzięki czemu sympatyzujemy z nim. Nie da się ukryć Momoa, jako mieszkaniec Honolulu pasował do tej roli idealnie. Poza tym czego się nie spodziewałem, mamy tu śmietankę aktorską, znaną z hollywood, a także innych filmów o superbohaterach. Nicole Kidman - Królowa Atlantydy, Matka Arthura a.k.a. Aquamana, Willem Defoe - królewski doradca i Dolph Lundgren - jako Król Nereus. Jak na kreacje, które zagrali, wpasowali się w sam klimat historii i dołożyli do nich smak. 
   Aquaman jest idealnym filmem, żeby pójść na niego z rodziną ale też wart obejrzenia, przez komiksowych fanów. Wyjście z kina zadowolonym - gwarantowane! A jak nie lubisz przesycenia efektami specjalnymi to lepiej idź na coś nudniejszego. Od początku do końca film trzyma w napięciu. Pojawia się też lekki humor ale najważniejsze jest aby Atlantyda odzyskała prawowitego króla.
   P.S. Zostańcie na sali do napisów, bo jak to zwykle w tego typu filmach, na końcu będzie bonusik z antagonistą w roli głównej ;)

Zwiastun:

https://www.youtube.com/watch?v=_0EI5swIS_Y